wtorek, 12 października 2010

Pezet & Małolat - Dziś w moim mieście [2010]

Yo, yo, yo wita Was redaktor Bobek, który wrócił niedawno z jakże ważnego dla Naszej kultury Krakowa.   To właśnie z tego miasta wywodzą się legendy polskiej sceny hip-hop. Mowa oczywiście o nieśmiertelnej FIRMIE oraz (straight form New Huta) 3Y. Ale dziś nie o nich ani o ich mieście, które nie chce być stolicą, a właśnie o stolycy (specjalnie tak napisałem), a dokładniej pisać będę o najnowszym albumie Pezeta i Małolata.

Nie przypadkowo wspomniałem o Krakowie. To głównie dzięki niemu powstał ten tekst. Wracając do Rybnika miałem dużo czasu aby wsłuchać się w projekt braci Kaplińskich o jakże miejskim tytule "Dziś w moim mieście". Jak warszawiakom udała się ta płyta? Zapraszam do czytania buce!

"Dziś w moim mieście" to 13 kawałków utrzymanych w mocno elektronicznym klimacie. Adeptom starej szkoły raczej się nie spodoba, ale fanom eksperymentów w rapie już na pewno. W Naszym pięknym kraju dużo ostatnio powstaje projektów na syntetycznych bitach. Mnie żaden nie powalił, być może dlatego, że pod takie produkcje trzeba władać naprawdę niezłym flow. Szczególnie gdy kawałki są dużo szybsze niż "standardowe" 95 bpm.

No i tutaj jest dobrze. Bo i Pezet i Małolat technicznie są bardzo mocni. Szczególny progres poczynił ten drugi. Chłopaki radzą sobie na każdym bicie, jaki usłyszymy na albumie, na poziomie bardzo dobrym (zajebiste zdanie). Niestety nie wszyscy zaproszeni na płytę goście poradzili sobie z produkcjami. Najłatwiej miał Małpa, który leci na bicie utrzymanym w normalnym tempie. VNM chyba zbytnio przechwalał się swoim amerykańskim flow ponieważ w konfrontacji z "Braćmi K" wypada zdecydowanie gorzej. Tak średniawo pojechali też członkowie Molesty. Dostali coś crunko-podobne i na dobre im to nie wyszło. Diox problemu nie miał. Ok.

Lirycznie "Dziś w moim mieście" nie jest pozycją szczególnie wybitną. Trochę tu bragga, trochę storytellingów , a i rozpamiętywanie starych czasów też znajdziemy. Wydaje mi się, że ta płyta raczej nie jest nastawiona na treść, a a na sposób nawijania. Mnie osobiście to nie przeszkadza, ale ortodoksi mogą pokiwać nosem.

Co do bitów to, jak na początku wspomniałem, są elektroniczne. Nie znajdziemy tu funku czy jazzu. Dużo za to padów i syntezatorów. Brzmienie nie do końca mi leży, ale płyta ma swój klimat. Na pewno lepsze to niż nowy truskul Palucha.

No i jakby to podsumować? Powiem tak: warto sprawdzić bo jest to jakiś powiew świeżości w polskim rapie. Czy to dobrze czy źle, że raperzy idą w taką stronę nie mi oceniać. Ja sobie posłuchałem, parę kawałków mi siadło, ale całości chyba więcej nie ugoszczę na głośnikach. Moja nota to 6/10.

                                                                                                                ..::|B-BoB|::..

4 komentarze:

  1. w sumie ocena nieobiektywna i byla by prawdopodobnie wyzsza gdybys bob nie pisal recenzji na kacu ..

    OdpowiedzUsuń
  2. kurwa to moja ocena wiec na chuj ma byc obiektywna xD . Nie mialem kaca ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. http://mistrzowie.org/uimages/201010/1288277441_by_PrzemaS_500.jpg

    OdpowiedzUsuń
  4. I`m cesarz klepa, bitch!2 listopada 2010 22:25

    wpierdoliłbym naleśnik na rapie z sosem z big l`a i nadzieniem z tupaka

    OdpowiedzUsuń