Dope D.O.D. - Branded (2011)
Ci chorzy pół-ludzie, pół-nie wiadomo co, nie uznają żadnych świętości, nie stosują
półśrodków, nie biorą jeńców, strzelają do dzieci i niewiast.
Przed takimi typami jak oni, ostrzegały Nas matki. Twoja młodsza
siostra po spotkaniu z Holendrami już nigdy nie byłaby tą samą,
niewinną dziewczynką. Co by nie pisać o Dope D.O.D., idealnie
wstrzelili się ze swoją definicją hardkorowego, podsyconego
dubstepem, hip-hopu. Dmuchnęli w żagle statku, wodowanego w 2009
przez Foreign Beggars za pomocą „United Colours Of Beggattron”,
z tym,że załadowali na pokład treści typowo nadające się na
horror. I widać/słychać , że zrobili to skutecznie, docenieni
przez Korn, i Limp Bizkit przed którymi grali supporty.
Sprawa jest prosta. „Branded” to
nazwa planety na której Dopey Rotten, Jay Reaper, Skitz Vicious
postanowili umieścić dużo wszelakiej maści okropieństw – a
Twoje ciało znalezione w wannie pełnej krwi na tyłach jakiegoś
dziwnego domostwa zaliczałoby się do najlżejszego – oraz sporo
nielegalnych tematów. Bo partycypujemy tu np. w pięknej balladzie,
odzie do narkotyków - „Candy Flipping” (oj jakże przewrotny
tytuł), co ciekawe, numer należy do jednego z najgładszych na
płycie, a gitarka nadaje tym prawie 4 minutom lekkiego vibe`u.
Reszta już nie prezentuje się tak lekko i śmiało możemy wrzucić
większość tracków stąd do szufladki tytułowanej: instant
pożoga, rozpierdol, armagedon, rebelia.
Każdy z tej trójki barbarzyńców
prezentuje się solidnie jeżeli chodzi o mordowanie bitu. Co prawda
nie osiągają mistrzostwa w sztuce, ale razem tworzą zgrany
kolektyw, dobrze naoliwioną maszynę. Jednak trzeba sobie zdać
sprawę, że już solowo nie kopałoby to tak tyłków. Z drugiej zaś
strony jeżeli nie wypada się blado przy Seanie Pracie (tak, Piiii z
Heltah Skeltah), ba, dorównuje się mu poziomem tak jak ma to
miejsce w tracku „Psychosis”, to świadczy to o jakiejś skali
talentu reprezentantów Groningen. Poza tym wersy: "I am the one who told george bush that he could be a president", prezentują zarówno pomysłowość jak i uświadamiają Nas w wielkości pojebania ludzi spod pomarańczowej bandery.
Last, but not least, na koniec
pozwoliłem sobie zostawić fundament sukcesu „Branded”, za którym
kryje się niejaki Peter Songolo. Pozostający w cieniu swoich
bardziej charakterystycznych kolegów , a prościej rzecz ujmując,
producent praktycznie zawsze startuje zza pleców MC choćby ten
cechował się wyrazistością kisielu, przygotował sporą dawkę
kopiących tyłki melodii. Często przywodzą na myśl najlepsze
fragmenty wspomnianego „UcoB” Beggarsów czy słynne, osławione
„Contact”, niewątpliwy plus bez jakichkolwiek podejrzeń o
kopiowanie. Songolo pokręcił gałkami swojego automatu; zgotował serię cięć tępą piłą produkując numery zachęcające do rozkurwienia czekogolwiek, kogokolwiek. Więc
jeśli czeka Cię ciężki dzień przeprawy przez „ocean”
kontaktów z idiotami to „Branded” wydaje się być idealną
dawką wspomagania w tym trudnym czasie.
sir Klepsky.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz