Połączyć „Faraona” i „Pana Kleksa w kosmosie” w stylu czarnego Salvadora Dali? Niemożliwe? A jednak.
Sun Ra. Człowiek pochodzący z Saturna, którego wieku do końca nie dało się odgadnąć, sam twierdził, że urodził się na przestrzeni 1910-1920 r., podobno spokrewniony z Elijah Poolem z Nation of Islam. Jak było naprawdę? Dorastając w Birmingham Herman Poole Blount, wcześnie zaczął zajmować się muzyką. Jego losy przypieczętowała wizja porwania na Saturn w latach 30.
"Moje ciało zmieniło się w coś innego. Mogłem widzieć przez nie na wylot. Wzniosłem się...nie byłem już w ludzkiej skórze...wylądowałem na planecie, którą zidentyfikowałem jako Saturn. Teleportowali mnie na scenę, do siebie. Chcieli ze mną rozmawiać. Każdy z nich miał malutką antenę w oku. Mówili do mnie. Powiedzieli mi, żebym rzucił szkołę, bo będą z nią wielkie problemy...świat pogrążał się w coraz większym chaosie...Miałem przemawiać muzyką a świat miał słuchać. Tak mi powiedzieli".
Faktycznie, pod wpływem wizji, rzucił college. W latach 40, w imię swojego pacyfizmu i walki z ‘hitlerowcami’ aka komisją poborową, ucieka do Alabamy przed wcieleniem do wojska. Sąd skazuje go na więzienie, jednak długo tam nie zostaje. Zwolniony, przenosi się do Chicago, gdzie gra w klubie ze striptizem. Zresztą to takiego Sun Ra poznajemy w „Space is the place” – pianistę w wersji hard.
W latach 50 zirytowany swoim nazwiskiem, kojarzącym się mu z niewolnictwem, idąc śladami Malcolma X, ewoluuje w Le Sony’r Ra. Rozpoczyna działanie w kolektywie The Arkestra, gdzie w pełni rozwinęła się stylistyka Egiptu (zawsze twierdził, że nie ma tam miejsca na dragi (sic!). Filozofią było podkreślanie afrykańskich korzeni jazzu i historii czarnych, która była dla niego powodem do dumy. Działał z założenia dla idei i był świadomy, że muzyka nigdy nie przyniesie mu zysku.
Grając z The Arkestra już w Nowym Jorku mieli na koncie potężną dyskografię. Ciężko zakwalifikować gatunkowo ich dorobek, zmieniając środowisko, zmieniali też styl - od ragtime'u i swingu do bebopu i free jazzu. Jego muzyka, oszczędna w teksty, przypomina misterium. Atlantis, Lanquidity, Space is the place to chyba najbardziej charakterystyczne jego krążki. Eksperyment został skoncentrowany w autorskim filmie Sun Ra „Space is the place” z 1972r., gdzie Sonny próbuje osiedlić Afroamerykanów na nowej planecie, używając właściwego środka transportu tj. muzyki.
Z taką stylówą, oczywiste było, że nie mógł się obejść bez koncertu pod piramidami w Egipcie. Pod koniec życia otwierał nawet koncerty Sonic Youth. W 1987 Sun Ra & The Arkestra grała też w Warszawie. Sun Ra kontynuował swoją politykę kosmosu do swojej śmierci w 1993r.
Gdyby powtórzyć mu wtedy słowa sądu z lat 40 – „Nie widziałem nigdy czarnucha, jak ty”, na pewno odpowiedziałby „Nie. I nigdy nie zobaczysz”. Po dwudziestu latach od jego śmierci mogę powiedzieć, że nie był jedynie eksperymentem, ale masterem w dopracowaniu swojego wizerunku .
Swaggerzy obklejeni commes des fuckdown mogą się schować przy multiinstrumentaliście, który twierdził, że pochodzi z Saturna.
brkwsk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz