piątek, 25 maja 2012

O Trajbach słów kilka...





Zanim ktoś zabierze się za oglądanie dokumentu o formacji A Tribe Called Quest, radzę mu zapoznać się z ich muzycznymi dokonaniami, jeśli jeszcze tego nie zrobił. Bez tego oglądanie dokumentu nie ma większego sensu… 
Directed by Michael Rapaport.  









Ten film to hołd złożony jednej z najwspanialszych grup hip-hopowych, która skutecznie potrafiła wpleść elementy muzyki jazz do swoich utworów, a przy tym stanowiła opozycję do gangsterskiego rapu, który wówczas był na topie. Udowodnili, że rap przestał bać się lekkości, melodyjności i humoru. Ich płyty - "Low End Theory" czy "Midnight Marauders" - należą dziś do kanonu muzyki rap.



ATCQ stanowili(i stanowią do dnia dzisiejszego) ogromną inspirację dla wielu późniejszych artystów. 



 Jak stwierdził Common w dokumencie:

Pokazali mi jazz. Zupełnie inaczej zacząłem go postrzegać. Charlie Parker był ojcem be-bopu, ojcem nowej generacji jazzmanów. Podobnie było z A Tribe Called Quest-byli pionierami nowego spojrzenia na hip-hop



     Oczywiście nie brakuje malkontentów i purystów, którzy mówią, że ATCQ skończyli się na Midnight Marauders, czyli trzecim już krążku wyprodukowanym przez Q-Tipa
ZeroSiedem do tej grupy nie należy. Zanotujcie to.



     Film wręcz ocieka szczerością, a o powstaniu, sukcesie i rozpadzie grupy mówią sami jej członkowie, czyli Q-TIP, Phife Dawg, Jarobi White, Ali Shaheed Muhammad. Jarobi White? Odszedł z ATCQ po drugiej płycie. Hypeman i pomysłodawca wielu tematów  do kawałków jak np. I Left My Wallet in el Segundo.



     Jak mówi Q-Tip w filmie: „Jarobi był prawdziwym sercem i duszą grupy, nie ja czy Phife…

Michael Rapaport (wielki fan grupy oraz nowojorczyk z krwi i kości) towarzyszy im w chwilach glorii i załamania. Nie kryje również wyrzutów i rozczarowania, które spowodowanie jest narastającymi kłótniami w grupie ( bardzo infantylnymi), a w konsekwencji- rozpadowi grupy. Nie brakuje jednak nadziei, ale także wzajemnych pretensji…

 Całość okraszona jest wypowiedziami innych artystów gatunku jak: De La Soul, Pete Rock, Prince Paul, Black Thought, Common czy Beastie Boys. Za warstwę muzyczną odpowiada sam Madlib.



Rozmowa z Michaelem Rapaportem (za GW Warszawa )

Łukasz Kamiński: Twój ojciec jest znaną radiową osobowością. Jak ważny był jego wpływ na twój muzyczny gust?

Michael Rapaport: Wiele mu zawdzięczam. To dzięki niemu w bardzo młodym wieku poznałem mnóstwo doskonałej muzyki. Często też zabierał mnie do radia. Tam poznawałem didżejów, przechadzałem się po magicznym świecie wypełnionym płytami.

A jaki był pierwszy kawałek hiphopowy, który usłyszałeś?

- "Rappers Delight" na promocyjnej, przeznaczonej dla radia płycie, którą tata przyniósł pewnego dnia do domu.

Dokument o A Tribe Called Quest to twój reżyserski debiut. W pracy nad filmem pomogło ci twoje aktorskie doświadczenie?

- Zdecydowanie tak. Sposób opowiadania historii, konstrukcja scenariusza, wydobywanie ze współpracowników tego, co w nich najlepsze, tego wszystkiego nauczyłem się jako aktor na planie. Również podczas pracy nad montażem starałem się traktować bohaterów jak postacie filmowe, tak żeby utrzymać napięcie.

Nie obawiałeś się, że poznając muzyków z bliska, rozczarujesz się nimi?

- Przystępując do realizacji filmu, nie miałem takich obaw. Teraz, po dwóch latach pracy nad filmem, doskonale rozumiem, o czym mówisz. Wciąż jednak jestem wielkim fanem zespołu, potrafię oddzielić sztukę od artysty. Muzycy A Tribe Called Quest zawsze byli dla mnie superbohaterami, ale wyłącznie jako artyści. Nie oczekiwałem od nich natomiast, że jako ludzie będą różnili się ode mnie czy od ciebie.

A Tribe Called Quest to ikona współczesnej muzyki, ale poza granicami USA znani są raczej wyłącznie fanom hip-hopu.

- Chciałem opowiedzieć historię uniwersalną o muzyce, ale też i o emocjach, międzyludzkich relacjach. Dzieje A Tribe Called Quest nadawały się do tego idealnie. To oni rozbili zaściankowe, schematyczne myślenie o kulturze hiphopowej, wyszli poza hermetyczną scenę i przekonali do swojej muzyki ludzi, którzy wcześniej się nią nie interesowali.

W kilku wywiadach mówiłeś, ze ważną inspiracją, źródłem natchnienia były dla ciebie filmy dokumentalne o Stonesach czy Beatlesach. Jak sądzisz, czy historia ATCQ będzie zrozumiała, czytelna dla ludzi za 20 lat, tak jak wciąż ciekawe są opowieści o Micku Jaggerze czy Johnie Lennonie?

- Zastanawiałem się nad tym podczas pracy nad filmem. Ale widzisz, tak jak muzyka Stonesów, tak nagrania A Tribe Called Quest już zawsze będą popularne, już są wpisane we współczesną kulturę. Myślę, że każdy film o nich - szczery, sprawnie zrealizowany, a taki właśnie chciałem zrobić - ma szansę być aktualny, zrozumiały.

A jaki jest twój ulubiony muzyczny dokument?

- Jest wiele doskonałych, ale mój ulubiony to "Gimme Shelter" o Stonesach.

Czy widzisz obecnie artystę na amerykańskiej scenie hiphopowej, który dorównywałby talentem i wielkością A Tribe Called Quest?

- Odpowiem ci na to pytanie za dziesięć lat, dobrze? Musimy poczekać, żeby zobaczyć, czyj głos, czyja muzyka będą wciąż miały znaczenie, będą zachwycały fanów, przemówią do kolejnego pokolenia fanów hip-hopu.

 Oficjalny trailer



ps. dopiero niedawno temu dowiedziałem się dlaczego Trugoy the Dove zakrywa swoje oko w tym klipie:



Sprawdźcie koniecznie!

ZeroSiedem Crew

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz