niedziela, 18 kwietnia 2010

Jaylib petarda

nie mam czasu i ochoty(w sumie bardziej ochoty) tłumaczyć zastój zero-siedem - poza tym kogo to obchodzi?!- więc od razu pozwolę sobie drodzy parafianie przejść do tekstu głównego.enjoy.
***

jaylib - champion sound

co się dzieje gdy dwóch nietuzinkowych, wszechmocnych specjalistów w dziedzinie klejenia dźwięków spotyka się i po uprzednim wypaleniu centrum handlowego ziela leczniczego postanawia złożyć krążek? powstaje dźwięk mistrza, a raczej dźwięk mistrzów... tylko laikom trzeba prezentować postać J "changed my life" Dilli oraz Madliba.. mimo,że w większości tłuste produkcje obu panów są ciężko przyswajalne dla przeciętnego słuchacza, to champion sound w co bardzo wierzę, potrafiłoby nawet w pewnych momentach ruszyć łbem fanów hmmm... dody, a co tam, niech będzie ;p... właśnie na tym polega piękno tego albumu, on poprostu buja. tłuszcz leje się od pierwszego numeru z świetnym udziałem frank-n-dank`a (to "we are in this muthafucka" kładzie mnie na łopatki), poprzez undergroundowy hymn the red, aż do słodkiego starz.. bas na przestrzeni całego LP wgniata w ziemię raczej i nie jest to w tym wypadku wyświechtany slogan. wiadomo, zawsze się czepiano,że jay dee i otis jackson to tak z umiejętnościami mówienia do mikrofonu stali  średnio grzecznie mówiąc. Ale co tam, nie wyobrażam sobie by ktoś inny wypełnił tę płytę jakimś mega flow, kupuję to w postaci "zdechłej nawijki". poczuj champion sound albo odejdź próbując, j dilla wiecznie żywy! ej , a jak nie lubisz tego albumu to nie znasz się i nie masz prawa się sprzeczać.!

skoro jesteśmy przy madlibie i stones throw to postaram się wrzucić parę zdań o lootpack`u - też petarda,
stay tune więc
K l e p M a s t e r K l e p s U n i w e r s a l n y B - b o y

1 komentarz: