Płyta tygodnia (7-14.III): The Streets - Computers and blues.
The Streets - Computers and Blues (Warner Music, 2011).
"Komputery i blues" Ulic wydany jakoś niedawno nakładem Warnera nie mógł przejść obojętnie obok moich głośników ponieważ Mike Skinner jest jednym z artystów, który powiedział mi: "Wito (to były czasy przed mianowaniem mnie Cesarzem Klepą, a BoB miał jeszcze długie włosy, słuchał punk-rocka i przymierzał się do kupna pistacjowej koszuli, czasy zanim tankowiec wódki zatopił moje marzenia o karierze znanego na całym świecie managera - poważnie ;p), słuchaj stary, masz tu ode mnie album, zejdź z tej klasycznej, tradycyjnej ścieżki rapu i pokaż, że czas pobawić się brzmieniem i dać ludziom dobrą, rap alternatywę". Zaufałem, Skinner to "taki dobry ziomek z sąsiedztwa", człowiek z którym fajnie wyskoczyć na jakiś melanżyk, a on potem często w zabawny sposób opowie to mówiono-rapowanym, rapowano-mówionym flow na płycie. Tak było w przypadku wcześniejszych dokonań brytola i podobnie jest na "Computers and blues", z tym ,że tutaj Skinner dojrzał, dorósł, a życie to nie tylko impreza, kłopoty z dziewczynami, dragami i alkoholem. Jak zwykle odważnie rzeźbiąc środek wyrazu na którym mógł wyrzucić z siebie wesołe i smutne historyjki, zapraszając przy tym gości wyśpiewujących refreny, zaserwował słuchaczom 14 kawałków o kawałku życia, mogących śmiało posłużyć za scenariusz dla Twojego czy autora tego tekstu żywota. Bo przecież wszyscy biegamy po ulicach walcząc o swoje, niczym żołnierze, jak w "Soldiers". Brawo Skinner, znów się udało! Szkoda, że komputery i blues to ostatnia płyta jako The Streets. Lecz nie martwcie się, wpadnę do Mike`a , do Birmingham i spytam co dalej. Nota: 7,7/10
***
last but not least, coś dla ładnych, miłych, pewnych siebie i zabawnych koleżanek Zero-Siedem.!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz