ASAP Rocky – LiveLoveA$AP
Droga którą obrał Rocky to modelowy
przykład poczynań na nowej, opanowanej przez wylansowanych(SWAG!)
młokosów, hiphopowej scenie; jaką mamy niewątpliwie przyjemność
obserwować, a raczej słuchać. Bo podobnie jak w przypadku
Stalley`a czy wcześniej Big K.R.I.T.`a, wypuszczenie mixtape`u
okazało się idealną formą szerszego dotarcia do świadomego
słuchacza, otwierając przy tym bramy większych wytwórni. I tak
już jest od dobrych 2 lat gdy po kilkuletniej stagnacji spod znaku
wtórnych, słabych produkcji, otrzymujemy „wysyp” stroniących
od utartych schematów freshmenów (Currensy, Tyler The Creator,
Kendrick Lamar itd.).

Błędem byłoby pomijanie innych,
równie ważnych twórców mixtape`u jak ASAP Ty Beats. Jego „Peso”
czy „Purple Swag” definiują stylówkę Rakima Mayers`a
(prawdziwe imię i nazwisko) i okazały się celnym strzałem przy
wyborze kawałków do zobrazowania. Rocky w powyższych skrzętnie
wykorzystuje hajp na swag, nadając całej zajawce i przewijającym
się kolegom z ruchu A$AP Mob sens. Chociaż i tak szef jest jeden.
Oby tylko „LLASAP” nie okazało się
opus magnum dopiero co startującego mc z Nowego Jorku. Pozostawienie
wolnej ręki przy doborze materiału byłoby najrozsądniejszym
rozwiązaniem gdyż największa siła ASAP`a tkwi w jego wyczuciu,
jakkolwiek by to głupio nie brzmiało, zdecydowanie ma „ucho do
bitów”.
Stalley – Lincoln Way Nights
Wnioskując po wywiadach etc., nie da się nie lubić brodacza z Ohio, no chyba, że ktoś ma awersję do bród (wtf?!). Przyznam, ten przesymatyczny MC, nie miał łatwej drogi do moich głośników. Kojarzenie Stalleya z fortecą Rick Rossa (ostatnio Oficer zyskuje coraz wyższe noty) wpływało niekorzystnie na decyzję o sprawdzeniu Lincoln Way Nights. Coś tam kręciłem nosem, panczowałem, co było dośc głupie zważywszy na jakość mikstejpu. Okazało się,że LWN (Intelligent Trunk Music) to najbliższy ideałowi zestaw 16 kawałków w tym roku. Idąc za nazwą, rzeczywiście inteligenta muzyka gdzie ważną rolę odgrywa tłusty, gruby bas, bas tłusty i gruby. Słychać,że Kyle Myricks to bystry chłopak, świadomy swojego pochodzenia (Massillon, Ohio), o czym daje wyraz na przestrzeni całego materiału nawiązując do podwórek Ohio, "Ohio. Massillon is a town known for its blue collar work ethic,steel factories, American muscle cars and a love for hard 808 kicks" - cytując nowojorską Mishke. Daleko tu od Swagu, zważywszy na standardy debiutujących świeżaków na Lincoln Way Nights nie dostąpimy ani razu "Swag", bodajże; Stalley nie wpada w pułapkę hustle-mutherfucker-buzz-bitch-patron-purple-weed, w której lubuje się ASAP.
Lwią część zadania wykonał odpowiedzialny za produkcję Rashad, chociaż piąteczka należy się także za "wyśpiewanie" refrenu w Slapp. Bity charakteryzuje wolne, spokojne tempo, co jakiś czas podsycane mocniejszym uderzeniem i sowitym clapem. Jednak nie ma tu mowy o nudzie, "Pound" czy "Hercules" to epicentra trzęsień ziemi, w międzyczasie skutecznie przerwane nastrojowym "The Night". A gdzie czas i miejsce by wspomnieć o "Chimes of freedumb"?! "The Sound Of Silence"?! "She Hate That Bass"?!
Duet Stalley-Rashad upiekł najbardziej spójną i najmniej "kombinowaną" płytę z ubiegłorocznych debiutów. Lincoln Way Nights okazuje się być ciosem dla tych malkontentów, którzy myślą, że sukces może przyjść tylko z odpowiednio wielkimi "plecami" i solidnym zapleczem finansowym. Błąd.Talent w parze z ciężką pracą i sercem włożonym w zajawkę to niezmiennie od lat przepis na zwycięstwo. A Lincoln Way Nights stoi za tym murem.
ciąg dalszy nastąpi
.sir Klepa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz