Dokładnie od dziś na Zero-Siedem co tydzień pojawiać się będzie płyta tygodnia, którą znajdziecie naciskając na obrazek położony w prawej stronie bloga, pod logiem. Kiedy naciśniecie owy obrazek zostaniecie przeniesieni do tekstu o prezentowanej pozycji. Może to być po prostu krótka notka, zapowiedź albo i dłuższa recenzja. To już zależy od Naszych upodobań.
Na pierwszy ogień leci legalny debiut VNMa pod jakże angielskim tytułem: "De Nekst Best". Szczerze powiedziawszy wahałem się czy nie wstawić tu najnowszego krążka Taliba, ale stwierdziłem, że MC z Elbląga zasłużył sobie na to by poznało go więcej ludzi bo jego sklepowy debiut to pozycja naprawdę solidna. Świetni goście (m.in. Pezet, Ten Typ Mes, Włodi , Hi-Fi Banda), dobre nowoczesne produkcje (Kazzushi), a także produkcje bardziej odlschoolowe (Kudel) oraz ładnie ogarnięte skrecze (Medyk, Kebs). Jeżeli na naciągane flow Venoma reagujecie alergiczne, uprzedzam, że raczej ta płyta Was nie porwie. Jednak kiedy uprzedzeń nie posiadacie, nie pozostaje mi nic innego jak polecić to wydawnictwo.
Dokładnie rok temu tj. 30 stycznia 2010 opublikowaliśmy pierwszy wspólny post jako reprezentacja Zero-Siedem. Przez 365 dni udało się nam puścić 87 tekstów, co i tak jest wynikiem kurewsko dobrym jak na redaktorów klephustler kleps`a i b-bob`a (melange, najki, dziewczyny). W międzyczasie dołączyła do nas gwiazda politycznego rapu - eMCe Maciek, ponieważ na jego widok "twoja stara kończy w klimacie", jego teksty "latają jak rządowe samoloty" i koleżanko uważaj bo "w nocy jest królem pod kocem". O szatę, szatę króla, zadbała pewna Pani będąca kiedyś miłą b-girl, a teraz w sumie nie wiadomo czy jest miła i czy jest b-girl :D + dodatki by bobstein żyd (zwolniony ze względu na zbyt wygórowaną gażę, nie, broń panie boże, nie doszukuj się podtekstów. jezus królem polski żydo-komuno wstrętna masonerio).
Z okazji tej jakże cudownej rocznicy dj klepmaster kleps/klephustler klepz aka dj chupa chubbz aka po prostu wito przygotował dla was zupełnie nieprofesjonalny mix/podcast o wdzięcznej nazwie "dope and fresh". 50 minut po tłustych brzmieniach, wyselekcjonowanych pod wpływem chwili jednak z dużym naciskiem na to co wydarzyło się dobrego w muzyce 2010. trochę nowego jorku, philadelphia, new beat, detroit, polskie akcenty, panie, znane mordy i podziemne kocury. głupio nie znać. tym samym rozpoczynamy erę Radia Zero-Siedem!
Tak więc do sklepu po zero-siedem lub po dwie zero-siedem, telefon do koleżanek i kumatych ziomków, a w głośniki dope and fresh radio vol.1. Świętujcie od dziś, a kończcie po kempie!
Oto nowy tekst dodany przez eMCe Maćka. Już w ten weekend pare zmian na blogu - stuknęły Nam pierwsze urodzinki więc inaczej być nie może. A już od dziś Wasz ukochany Maciuś zasiada w fotelu blogerów Zero-Siedem. Zapraszam do lektury!
„Ludzie, zróbcie coś z waszymi polskimi mordami(...)powiedziałem mordy nie twarze”- B. Linda. Zacząłem swój dzisiejszy post cytatem z filmu ”Szczęśliwego Nowego Jorku” – na dole tego wpisu wrzucam link do tej wypowiedzi. Fragment tego filmu obrazuje problem o którym dziś napiszę w moim poście, a mianowicie wszechpolski pesymizm. Nasz kraj przez ostatnie dwadzieścia lat pięciokrotnie pomnożył swój PKB. Poprzez liczne wyrzeczenia i wysiłkiem każdego Polaka dokonaliśmy czegoś o czym poprzednie pokolenia mogły tylko pomarzyć. Możemy swobodnie podróżować po UE i podejmować tam legalną pracę (od maja w całej UE), place budowy widać wszędzie, warunki do życia w Polsce są coraz lepsze jak i również perspektywy. Ale i tak wszyscy narzekają „Na tego Tuska”, „Na czerwonych” , „Na korki”, „Na pogodę”. Zdaję sobie sprawy, że wszystko da się wykonać lepiej, szybciej, taniej, ale z drugiej strony można było iść drogą Białorusi i cieszyć się ze skrawka ziemi ornej, krówki oraz konika. Zaczęło mnie ostatnio intrygować dlaczego nie cieszymy się z naszego sukcesu. Otóż do momentu zakończenia liceum jest wszystko w porządku-nauczyciele troszczą się o uczniów, o niewiele rzeczy trzeba się martwić jest ogólnie spokój. Schody zaczynają się w momencie wejścia w pierwszą fazę dorosłości. Na studiach zdecydowana większość wykładowców ma Cię w głębokim poważaniu, na drogach rzesza zniecierpliwionych kierowców doprowadza Cię do szału (jako pasażer nie dostrzegasz tego co widzą kierowcy), a gdy Cię okradną albo pobiją to na policję przez godzinę próbujesz się dodzwonić. Z każdym dniem gdy instytucje tego kraju Cię olewają negatywne emocje się kumulują do tego stopnia, że później Ty stajesz się tym zniecierpliwionym kierowcą, olewającym innych funkcjonariuszem publicznym albo najzwyczajniej w świecie zasmuconym obywatelem i nie pozostaje Ci nic innego jak zero-siedem luksusowej. Taka sytuacja doprowadza do tego, że jako naród kultywujemy narodowe klęski jak przegrane wojny, nieudane powstania(czy ktoś wie jak nazywało się powstanie, które wygraliśmy?- ja dzięki google wiem ;) itp. Jeżeli wydaje wam się, że nie ma już nadziei i pozostaje tylko emigracja to się grubo mylicie. Spróbujcie od dziś być życzliwsi dla ludzi, bardziej bezinteresowni i uśmiechnięci. Może nie zmienimy całego kraju, ale postarajmy się zmienić nasze otoczenie. Chyba chcemy mieć twarz, a nie mordę?
Ps. Autor też uważa, że ma mordę, ale od dziś zamienia ją w twarz ;)
Tytuł wpisu zasłyszany podczas półprywatnej audiencji u J. P. (nie mylić z J. P. II)
Niedawno w Los Angeles odbyła się gala rozdania "Złotych Globów", którą opisuje się jako "test" przed Oskarami. Jako, że nie widziałem wszystkich nagrodzonych filmów postanowiłem rozpocząć nadrabianie zaległości. Na pierwszy rzut poszedł film "Czarny Łabądź" ("Black Swan") w reżyserii Darrena Aronofskiego ("Pi", "Requiem dla snu", "Źródło").
Nie specjalnie chce mi się opisywać Wam krótkiego zarysu o czym ten film jest, dlatego posłużę się FILMWEBEM: "Nina (Natalie Portman) jest baleriną w jednym z najlepszych zepołów baletowych w Nowym Jorku. Panuje tam zimne wyrachowanie. Baletnice zrobią wszystko, by zepchnąć w dół dziewczynę, która tylko stanie o stopień wyżej niż one. Zbliża się kres kariery Beth i rozpoczyna się polowanie na jej miejsce w "Jeziorze Łabędzim". Główną rolą jest postać Odett, królowej łabędzi. Rola ta jest trudna, bo balerina będzie musiała grać zarówno słodkiego "Białego Łabędzia", jak i mrocznego "Czarnego Łabędzia".Oczywiście Nina pretenduje do roli tego pierwszego, ale czy będzie umiała pokazać pazurki i zostać "Czarnym Łabędziem"? Czas płynie, a Nina desperacko próbuje odnaleźć swoją ciemną stronę. Wtedy zauważa w zespole dziewczynę wyglądającą jak ona. Za każdym razem, kiedy próbuje do niej podejść, dziewczyna odwraca się. W końcu spotyka ją po próbie. Ma na imię Lilly (Mila Kunis) i wygląda jak Nina. Nie jest jednak jej wierną kopią." <- średni ten opis, ale niech bedzie.
Nie widziałem wszystkich filmów Darrena Aronofskiego, aczkolwiek jego najgłośniejsze obrazy dane mi było zobaczyć. Zalicza się do nich "Pi", które bez wątpienia do "Czarnego Łabędzie" można porównać. Tematyka jest całkowicie zbliżona. Obsesyjne dążenie do perfekcji przeistacza się w obłęd, szaleństwo, które jednak może zrodzić geniusz.
Nina Sayers, w której rolę wcieliła się rewelacyjna Natalie Portman, jest dziewczyną bardzo delikatną i nieśmiałą (po naszemu: taka cnotka nie wydymka). Jej technika tańca jest bliska ideałowi, aczkolwiek dziewczyna ma problem z okazywaniem emocji. Zagranie Białego Łabędzia nie jest dla niej problemem - w rzeczywistości ona sama nim jest. Schody zaczynają się kiedy Nina ma wczuć się w rolę Czarnego Łabędzia, który jest jej kompletnym przeciwieństwem. Ambitnej baletnicy pomaga Thomas Leroy (Vincent Cassel), który próbuje rozbudzić w niej demony pożądania i namiętności. W jej głowie toczą się "Gwiezdne Wojny", nieustanna wlaka dobra ze złem. Dla młodej dziewczyny rola w balecie staje się wszystkim i wszystko dla niej zrobi. Nawet poświęci życie.
Nieco wcześniej napisałem, że "Czarny Łabędź" może nieść skojarzenia z "Pi" i tak w gruncie rzeczy jest. Różnica między filmami to trudność w odbiorze. Debiutanckie dzieło Aronofskiego ociera się o psychodelę i w trakcie seansu możemy być tak samo zdezorientowani jak główny bohater. "Black Swan" stawia wszędzie kropki nad i, a przekaz filmu oraz użyta w nim metafora raczej nie dadzą się pogubić widzowi. Takie "Pi" w wersji pop, co nie oznacza wcale, że najnowszy obraz Arofonskiego jest zły. Wręcz przeciwnie. To naprawdę dobre psychologiczne kino pokazujące jak ambicja przeradzająca się w obłęd może niszczyć życie, zatruwać je, a zarazem być wielkim krokiem do geniuszu, niedoścignionego ideału.
Polecam. 7+/10B-BoB Swan.
P.S. Nigdy w życiu nie pójde na balet. Już b-boying wygląda bezpieczniej.
Jakiś czas temu latałem sobie po kanałach telewizyjnych i odkryłem, że w moim skromnym pakiecie cyfrowego Polsatu posiadam niezwykły mjuzik czanel - VIVA. Akurat leciał program o jakże nowoczesnej nazwie "Top 10 PL", w którym jak łatwo się domyśleć, śmigały "najlepsze" polskie utwory. Oczywiście nie spodziewałem się żadnych petard w tym strasznym zestawieniu, jednak to co zobaczyłem przerosło moje wyobrażenia, trwale osiadając na psychice spowodowało stany lękowe i lekką psychozę.
Spośród tych 10 pozycji jakie znalazły się na liście znałem tylko jeden - Hi-Fi Bandę z ich zajefajnym numerem i klipem pt. "Kontroluję Majka". Reszta wiadomo była nie porozumieniem, ale najbardziej zszokowało mnie miejsce pierwsze. Zespół "Peweks" i ich kawałek "Dziunia". Jak tragiczne to jest tego opisać słowami się nie da. Jak jesteście twardzi to sami sobie posłuchajcie. TUTAJ MACIE LINK, ALE WBIJACIE NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ! Jak widać sukces Jędkierowego "Monopolu" przyniósł Nam obraz nędzy i rozpaczy. Oby tylko tego typu utworów było mniej...w co szczerze wątpie.
Teraz spójrzcie na tytuł posta. Pojawiają się w nim dwa słowa: "dzwonek roku" . Jeżeli myślicie, że sam to wymyśliłem by nadać ostrości temuż tekstowi to jesteście w dużym błędzie. Taka kategoria istnieje naprawdę! Jak nie wierzycie wbijcie sobie TUTAJ. Jeżeli ja będąc artystą znalazłbym się w gronie nominowanych do "Cyfrowego kocura, czyli dzwonka roku" przewróciłbym się i nie wstał. Zabawne są zespoły nominowane do tejże kategorii: pro-produecent Robert M, Pewex ze swoim hitem z dupy "Dziunia", Kalwi i Remi to wiadomo (oni głównie chyba zajmują się produkcją dzwonków) i uwaga "21 Allstars"(!) z przebojem "powinnaś być ze mną". Być może Mesiwo wypuści jakiś filmik, w którym powie jak fatalnie czuje się z faktem bycia współnominowanym, w kategorii "Cyfrowy kocur". Dobra zostawmy to, a Mes niech sobie głowy tym nie zawraca i płyte robi. Ja myślałem, że w erze blutufów i innych irdów nikt już nie ściąga dzwonków tzw. "hitowych" i po prostu sam sobie dobiera jakiś ulubiony kawałek by mu grał jak ktoś dzwoni. Być może pokolenie MTV woli pójść na łatwiznę i sięgnąć po coś "trendy" by mieć fejm w gimnazjum plus 20. Straszne...
Żeby nie było, że tylko marudzę, na koniec parę miłych słów o naszej polskiej kinematografii. Wśród szajsu jaki znajdziecie w kinach (za niedługo walentynki...już się boję), telewizorach lub po prostu w necie czasem zdarzą się perełki, które naprawdę warto zobaczyć. Wiadomo, łykam wszystko Smarzowskiego ("Wesele", "Dom Zły", "Brzydula"), ale raczej trzymam się daleko od polskich filmów. Szczególnie sensacyjnych i romantycznych. Aż tu nagle pojawia się "ZERO" z plejadą zajebistych aktorów, wielowątkową fabułą i całkiem niezłym scenariuszem. Na ekranie nie zobaczymy Karolaka, Damięckiego, Adamczyka, Żebrowskiego, czy innych turbo-gwiazd. Jest za to niezniszczalny i jedyny w swoim rodzaju Marian Dziędziel (aka. Wojnar), który mrugnięciem oka zamyka japy tym plastikowym pajacom z TVNu. Poza nim świetne role zagrali Kosiński, Bluszcz czy Robert Więckiewicz. Reszta wiadomo też się spisała. TUTAJ SOBIE WEJDŹCIE JAK CHCECIE ZDOBYĆ WIĘCEJ INFO O TYM FILMIE. Polecam głównie z trzech względów: gra aktorska, klimat i realizacja. Myślałem, że ciężko będzie zrobić u nas w kraju film w wielowątkową i wciągającą fabułą. A tu masz, jest. Współczesne problemy i demony ukryte za każdym rogiem wielkiej metropolii do zobaczenia w filmie "ZERO" w reżyserii Pawła Borowskiego.
Tym miłym akcentem kończę tegoż posta. Komentujcie, udostępniajcie albo zgłoście nadużycie. I pamiętajcie: kupując bilet na pieprzoną komedyjkę romantyczną nakręcacie ten cholerny przemysł, w którym siedzą ciągle ci sami ludzie, a w filmach grają te same twarze. Weźcie dziewczynę w walentynki na flaszke albo wino. Zabierzcie ją do restauracji albo pograjcie razem w WORLD OF WARCRAFT (możesz jej sprawić jakiegoś sexi itemka ;). Zróbcie cokolwiek tylko nie idźcie do cholernego kina, chyba, że jest premiera nowego filmu Smarzowskiego. "Chuj Ci w Walentynki" - jak nawijał klasyk.
P.S. OBOK MACIE OŚWIADCZENIE I APEL MESA DOTYCZĄCY UPADKU KULTURY W POLSCE. Film już długi czas wala się po sieci, ale Ci co nie znają niech zobaczą.
Zapraszam do komentowania postów oraz brania udziału w dyskusji, która rozpoczęła się po poście eMCe Maćka. TUTAJ LINK. Bez wątpienia Maciuś przygotuje dla Was kolejne mocne teksty. Także nie bądźcie frajerami, bądźcie zorientowani! Tymczasem bawcie sie!
Ostatnio coś dużo polityki ukazało się na blogu przez co wielu z Was mogło zapomnieć czym tak naprawdę jest Zero-Siedem. Otóż 0,7 to blog o tematyce różnorodnej z przewagą muzyki. I o tym dziś będzie alko-parafianie.
Jakiś czas temu spojrzałem na kalendarz i z przerażeniem w oczach uświadomiłem sobie, że za niedługo muszę oddać gotową pracę licencjacką! Nie namyślając się długo chwyciłem za klawiaturę i przystąpiłem do pisania. Teraz będzie coś osobistego: jak nad czymś pracuje lubie to robić słuchając muzyki. Najlepiej instrumentalnej. Tworząc moje dzieło sięgnąłem po dwie pozycje, które dla Was opiszę. Zapraszam.
Danny Bow - Frozen Memories
Z tego co wyszperałem w necie, pan Danny Bow, to krakus, którego znać możecie (lub nie możecie) pod pseudonimem Enbe. Ja szczerze powiedziawszy nigdy wcześniej o nim nie słyszałem, ale dzięki szczęśliwym zbiegom okoliczności trafiłem na jego album "Frozen Memories". Mamy tutaj do czynienia z tłustymi bębnami i jazzowymi samplami czasem przeplatanych wypowiedziami różnych ludzi na różne tematy. Pojawiają sie numery energiczne i chillujące. Czasem ma się wrażenie jakoby Danny Bow samplował suondtrack z Gladiatora ("Unbelieveble feeling"), czasem do ciepłych trąbek dostarcza nieco elektroniki...Ten album naprwadę wciąga i do tego jest darmowy. Pobrać go możecie stąd ---> [TU KLIKNIJ BY POBRAĆ! TUTAJ! NO KURDE NIE WIDZISZ CZY CO!? TUTAAAAAAAJ!]. POLECAM!
Oddiesee - Travelling Man Instrumentals
Tego typa, podobnie jak Dannego Bowa, też wcześniej nie znałem. Ale poznałem i dobrze na tym wyszedłem - jak nie chcesz być gorszy zrób podobnie. "Travelling Man" to płyta z zajebistym konceptem: każdy numer przenosi nas do innego miasta i serwuje nam muzykę okraszoną stylem danego miejsca. Na tej płycie znajdziemy brud nowego jorku, Detroit namoczone Dillą, bujające Sao Paulo, klimatyczny Sztokholm czy soulowe Philly. Jestem zaskoczony poziomem tego wydawnictwa i raczej będę zmuszony baczniej przyglądać się temu Oddisee.
Elo. Dopadła mnie noworoczna nuda oraz bezrobocie, dlatego napisałem kolejny artykuł. Jak wiecie nie unikam tematów kontrowersyjnych i dziś poruszę Mount Everest kontrowersji, a mianowicie postać naszego polskiego papieża. Ponoć o zmarłych powinno się mówić wyłącznie dobrze albo wcale, ale w przypadku osób publicznych można przez takie podejście dojść do mitologizowania jakieś postaci w czym My, Polacy jesteśmy mistrzami. Jan Paweł II rodem z Wadowic był postacią wielkiego kalibru, czego nie kwestionuje. Miał ogromną charyzmę i cierpliwość (cecha wręcz niespotykana u Polaków). W chwili obecnej jego postać jest wykorzystywana praktycznie na każdej możliwej arenie konfliktu w Polsce (nie jest to oczywiście jego winą). Polacy próbują podpierać swoje wypowiedzi cytatami Wojtyły, każdy chce mieć cząstkę papieża w sobie (niestety najczęściej nie w taki sposób w jaki chciałby to sam papież), stawiamy mu w każdej gminie pomniki i chcemy się do niego modlić, a by to móc robić w zgodzie z nauczaniem kościoła katolickiego musi on być świętym. Słowa Santo Subito pojawiły się już na placu św. Piotra podczas pogrzebu Jana Pawła II. Ale czy jest to naprawdę tak konieczne by kościół katolicki uznał go za świętego? Jeżeli ktoś jest wierzący i wg niego Wojtyła był człowiekiem zasługującym na przejście przez bramy niebios nie potrzebuje do tego aprobaty kościoła. Nawiasem mówiąc jednym z głównych kryteriów uznania przez kościół danej osoby za świętą jest udowodnienie cudów, które miały miejsce za sprawą tej osoby. Ale czy w XXI wieku wierzymy dalej w cuda? Kiedyś ludziom cuda wmawiano ze względu na fatalne wykształcenie większej części populacji, a zarazem doskonałe jak na tamte czasy wykształcenie duchownych można było takie „cuda” stworzyć. Ale dziś nagle nikt nie chodzi po wodzie, nikt nie zamienia wody w wino (chciałbym tak;), a kościół próbuje wmówić ludziom, że papież dokonał cudu uzdrawiając kogoś. Ale najbardziej zastanawia mnie czy papież Polak zasługuje na to by być świętym też z innych powodów. Czy rzeczywiście był taki super jak chcemy sobie to wmówić? Ciekawe czy miliony ludzi zarażonych HIV myśli tak samo (kościół nie zezwala na użycie prezerwatyw, które stanowią jakąś ochronę przed zarażeniem). Czy był on najważniejszym ogniwem w łańcuchu zdarzeń który doprowadził do upadku komunizmu? Rzeczywiście wlał nadzieję w serca Polaków, ale komunizm nie został obalony tylko się zdemontował głównie za sprawą Gorbaczowa. Z Wojtyłą czy bez miałoby to miejsce. Jak osoba, która stała na czele ultrakonserwatywnej organizacji może być dla nas wzorem i autorytetem? Organizacji ,która spowodowała przez całe swoje istnienie śmierć milionów ludzi, miliony nieszczęść, zebrała niewyobrażalne majątki i do teraz pierze pieniądze w swoim banku, nie poddanym bankowemu nadzorowi. Stojąc na jej czele firmował swoim nazwiskiem wszystkie te rzeczy o których wyżej wspomniałem. Dlatego proszę Was Moi Drodzy Rodacy, troszeczkę więcej krytycyzmu. Świat nie jest czarno- biały.
Incepcja - diss na Incepcję. Nie rozumiem ogólnego podniecenia i społecznego spuszczania się nad filmidłem. Niby obraz Nolana zabiera nas "w podróż dookoła ziemskiego globu oraz w głąb intymnego świata snów..." bla bla bla. Niby Incepcja jest dającym nam do myślenia dzieł3m, ponieważ "trzeba być skupionym jak się ogląda" buaha... A ja mówię, w tym wypadku piszę, że jest to NIBY dobry film i daliście się w większości wrobić w gniota, raczej. Ten surreallistyczny thriller science-fiction pragnie być daniem dla intelektualistów, a kończy jako marna pseudointelektualna papka. Lubisz niedoprawione i rozgotowane, śmiało spróbuj ugryźć ponad 2 godziny z DiCaprio. Leo to dobry aktor ,nie zaprzeczam :Infiltracja, Aviator, nawet w Titanicu jest lepiej niż w inszepszion gdzie bożyszcze ze statku co się rozbił o lodową górkę jest grube i sztywne jak pal azji. To ,że coś jest przekombinowane,a nie skomplikowane!(uczulam), a wątek naciągnięty do bólu nie stawia kina na półce "mądre". Rada dla Christophera Nolana: więcej batmana mniej matrixa, od tego są panowie Wachowscy ! Wskazówka dla potencjalnych widzów: przewińcie pierwszą godzinę lub zróbcie sobie coś dobrego do jedzenia w trakcie jej trwania, zawsze też można pooglądać ładne dziewczyny w internecie. Bowiem Incepcja trwa 2,5 godz., z czego pierwszą można by skrócić do powiedzmy 5 min., co dałoby nam 1,5 godz. w miarę znośnego filmu akcji. Jestem świadomy tego,że ta recenzja jest w stylu "Incepcja jest słaba bo jest słaba,o". Ale oglądałem to jakieś 2 miesiące temu i w ogóle się nie śmiałem myśląc z minuty na minutę w głąb filmu ,że to żart, grubymi nićmi szyta prowokacja. Spałem podczas pierwszej godziny, potem podobała mi się spadająca furgonetka i scena walki bodajże arthura w hotelu, w hotelu? arhur ? Rola Eamsa (Tom Hardy) - jedyna męska z jajami i z jajem. Cóż, możliwe, że jestem głupim pseudointelektualistą w fajnych butach i nie potrafię sprawić by moje zwoje mózgowe ogarnęły przeskakiwanie z jednego poziomu snu na kolejny. Więc idę spać, idę podróżować w głąb tego co niezbadane kwitując Incepcję ziewnięciem. Dobranoc.
* - cytaty zaczerpnięte z ludzi i portali !. hejtuj!
ps. słyszałem przypadki, że niektórzy oglądali to po kilka razy i uwaga... "zawsze odkrywali coś nowego", geniusze, bez wątpienia.