piątek, 21 stycznia 2011

Obsesja krokiem do perfekcji.


"Czarny Łabędź" by B.

Niedawno w Los Angeles odbyła się gala rozdania "Złotych Globów", którą opisuje się jako "test" przed Oskarami.  Jako, że nie widziałem wszystkich nagrodzonych filmów postanowiłem rozpocząć nadrabianie zaległości. Na pierwszy rzut poszedł film "Czarny Łabądź" ("Black Swan") w reżyserii Darrena Aronofskiego ("Pi", "Requiem dla snu", "Źródło").


Nie specjalnie chce mi się opisywać Wam krótkiego zarysu o czym ten film jest, dlatego posłużę się FILMWEBEM: "Nina (Natalie Portman) jest baleriną w jednym z najlepszych zepołów baletowych w Nowym Jorku. Panuje tam zimne wyrachowanie. Baletnice zrobią wszystko, by zepchnąć w dół dziewczynę, która tylko stanie o stopień wyżej niż one. Zbliża się kres kariery Beth i rozpoczyna się polowanie na jej miejsce w "Jeziorze Łabędzim". Główną rolą jest postać Odett, królowej łabędzi. Rola ta jest trudna, bo balerina będzie musiała grać zarówno słodkiego "Białego Łabędzia", jak i mrocznego "Czarnego Łabędzia".Oczywiście Nina pretenduje do roli tego pierwszego, ale czy będzie umiała pokazać pazurki i zostać "Czarnym Łabędziem"? Czas płynie, a Nina desperacko próbuje odnaleźć swoją ciemną stronę. Wtedy zauważa w zespole dziewczynę wyglądającą jak ona. Za każdym razem, kiedy próbuje do niej podejść, dziewczyna odwraca się. W końcu spotyka ją po próbie. Ma na imię Lilly (Mila Kunis) i wygląda jak Nina. Nie jest jednak jej wierną kopią." <- średni ten opis, ale niech bedzie.


Nie widziałem wszystkich filmów Darrena Aronofskiego, aczkolwiek jego najgłośniejsze obrazy dane mi było zobaczyć. Zalicza się do nich "Pi", które bez wątpienia do "Czarnego Łabędzie" można porównać. Tematyka jest całkowicie zbliżona. Obsesyjne dążenie do perfekcji przeistacza się w obłęd, szaleństwo, które jednak może zrodzić geniusz. 

Nina Sayers, w której rolę wcieliła się rewelacyjna Natalie Portman, jest dziewczyną bardzo delikatną i nieśmiałą (po naszemu: taka cnotka nie wydymka). Jej technika tańca jest bliska ideałowi, aczkolwiek dziewczyna ma problem z okazywaniem emocji. Zagranie Białego Łabędzia nie jest dla niej problemem - w rzeczywistości ona sama nim jest. Schody zaczynają się kiedy Nina ma wczuć się w rolę Czarnego Łabędzia, który jest jej kompletnym przeciwieństwem. Ambitnej baletnicy pomaga Thomas Leroy (Vincent Cassel), który próbuje rozbudzić w niej demony pożądania i namiętności. W jej głowie toczą się "Gwiezdne Wojny", nieustanna wlaka dobra ze złem. Dla młodej dziewczyny rola w balecie staje się wszystkim i wszystko dla niej zrobi. Nawet poświęci życie.

Nieco wcześniej napisałem, że "Czarny Łabędź" może nieść skojarzenia z "Pi" i tak w gruncie rzeczy jest. Różnica między filmami to trudność w odbiorze. Debiutanckie dzieło Aronofskiego ociera się o psychodelę i w trakcie seansu możemy być tak samo zdezorientowani jak główny bohater. "Black Swan" stawia wszędzie kropki nad i, a przekaz filmu oraz użyta w nim metafora raczej nie dadzą się pogubić widzowi. Takie "Pi" w wersji pop, co nie oznacza wcale, że najnowszy obraz Arofonskiego jest zły. Wręcz przeciwnie. To naprawdę dobre psychologiczne kino pokazujące jak ambicja przeradzająca się w obłęd może niszczyć życie, zatruwać je, a zarazem być wielkim krokiem do geniuszu, niedoścignionego  ideału. 

Polecam. 7+/10                                                                    B-BoB Swan.

P.S. Nigdy w życiu nie pójde na balet. Już b-boying wygląda bezpieczniej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz