Dziś, 15 lutego, mija 11 rocznica śmierci Big L'a. W 1999 r. został zastrzelony za długi brata.
Naprawdę nazywał się Lamont Coleman, zasłynął z niesamowitych umiejętności fristajlowych, wydał dwa świetne albumy: "Lifestylez ov da Poor & Dangerous" (95') i pośmiertny "The Big Picture"(2000). Osobiście wolę jego ostatnie dzieło. Takie kawałki jak "Ebonics" (chyba jego największy przebój), "Size Em Up", "Flamboyant" (ten bit!) czy "Fall Back" z Kool G Rap'em będę pamiętał do końca życia. Serio.
Na naszej scenie hip-hopowej Big L to doceniany gracz. Pezet nagrał "Slang", Małpa na okładce trzyma płytę "Big Picture", a Raca nawija że "chce być Big jak L". Takich follow up'ów jest znacznie więcej. I dobrze.
Co tu dużo pisać..."Big L Rest In Peace".
***
A ja (Klepa) do końca życia będę pamiętał jak pierwszy raz usłyszałem "Lifestylez ov da Poor & Dangerous".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz