Sprzedaje się, tak jest. Jestem komercyjną kur@#, a ten post będzie chyba najbardziej mainstreamowy (czy jak to się tam pisze) w mojej karierze. Byłem jakiś czas temu na Avatarze i oglądało mi się tę szmirę wyjątkowo dobrze, przyznam. Nadrabiam zaległości z 2009 i słucham sobie Wale z lady gagą(prawdziwa lady gaga to eric cartman), dizziego wyprodukowanego przez tiesto, znam na pamięć zwrotki jaya z kontrowersyjnego numeru z ruhaną (we are, yeah i said it, we are) - swoją drogą świetne zwrotki - i nucę w najlepsze za wspomnianą wyżej bitą kobietą refren. Ale nie o tym, nie o tym... Teraz chcę podzielić się wrażeniami z odsłuchu albumu dizziego rascala - tongue n`cheek oraz wale - attention deficit.
Dizzee Rascal - Tongue N`Cheek
Do sprawdzenia tego krążka zainspirował mnie winylowy blog - http://myrecordcrate.blogspot.com/ Wcześniej bałem się by z moich głośników poleciała ta pieprzona impreza. Tak, tak , ta płyta to pieprzona impreza i chcę się bawić przy niej ekhm melanżować znaczy się.. Człowieku ja jestem staroszkolny (truskul to moje drugie imię) i boje się takich dźwięków, ale musiałbym być głuchy żeby nie docenić tej produkcji. Fcuk dizzie to mocny gracz, a na tongue n`cheek tylko to potwierdza. Całość buja głową, zmusza do kręcenia tyłkiem siostro i takie to ma być właśnie.. Pierwszy numer bonkers (znamy to dobrze z w poszukiwaniu electro czyż nie??) kopie , kopie, kopie - uczyć się gnidy robić taki rozpierdziel. Pełno tu wszelakich dyskotekowych brzmień - dance np., ale jest też fajnie i słodko przy chillin` wiv da man dem, bardziej hip-hopowo rzekłbym. Aż tu nagle wchodzi dirtee cash, numer na którym miałbym cały parkiet w klimacie czy innej pomarańczy (dla nie bielszczan - to kluby zła, wiksiarnia, płetwa na płetwie, płetwiarz słucha techno, ale czasami nawet nie ma pojęcia,że to ten rodzaj muzyki).Czyli można rzec,że dizzee posprzątał technomółów jednym numerem! Ja chcę się bawić do poszczególnych kawałków z tongue n`cheek(bonkers, dance wiv me,dirtee cash),ale nasz zaściankowy labirynt pewnie tego nie kupi. Nie znam się, ale bujaj się do tego gówna (jak tiesto kręci w ostatnim numerze to spadam) i nie wierzę w Twoją japę stary jak powiesz,że to głupie.
Wale - Attention Deficit
Mówiłem,że będzie mainstreamowo! Tym razem mamy już do czynienia z rapem w czystej formie. Wale to kot z waszyngtonu, który dopiero w 2009 zaprezentował się szerszemu gronu słuchaczy za sprawą tegoż LP. Klasyczna droga, tak to powinno wyglądać- szereg mikstejpów, pojedynczych numerów i w ostatecznym rozrachunku dostajemy tłustego debiutanckiego jointa. Jest fajnie, świeżo, przyjemnie. Mark Ronson pokazuje,że może produkować wszystko i wszystkim, a na jego mirrors bun b morduje(on wszędzie morduje). O dziwo nie skipuje tu żadnego numeru, nawet tego z lady G. wyprodukowanego przez ekhm "superduet" cool&dre. Wale ma chyba jakieś znajomości z TV On The Radio, a w szczególności z Davidem Sitkiem, który rzucił dwie dobre produkcje, jedną co ciekawe do numeru o nazwie "TV On The Radio". Muzyka nie zna granic.. Samplują tu nawet rihanne w mrocznym contemplate. Taki mainstream to ja biorę w ciemno, dobry MC z umiejętnie dobranymi podkładami. Nienawidzę jak rapera przytłacza produkcja,nie unosi jej albo gdy konkretny zawodnik dobiera sobie kupę. Tu tego nie ma, co jest też bardzo ważną i wartościową cechą artysty. Wale nie idź proszę w ślady Kany`ego bo się obrażę i nie będę słuchał nawet Twojego mega udanego debiutu.Pa
K l e p M a s t e r K l e p s
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz